„ Tyłem do morza…” FELIETON MIRY URBANIAK

„Jest niewiele cnót, których Polacy nie posiadają, i niewiele pomyłek, których udało im się uniknąć”.                                                                  Winston Churchill   Historie i narody                              

Morze jest apolityczne, a więc  – apartyjne. Od zawsze miałam to przekonanie, choć pamiętam lata, kiedy i morze próbowano nam dzielić według państwowych ustrojów. Pojęcia: „stać za sterem” czy „złapać wiatr w żagle” używane są powszechnie także na lądzie. Tyle, że odwoływanie się do nich, często odnosi przeciwny skutek. Bo jednym z podstawowych kryteriów na morzu jest prawda. Weryfikacja zajmuje parę chwil. Prawda. Najbardziej pożądana i najtrudniejsza do zachowania wartość w naszym zrelatywizowanym świecie.

I jakże często brzmi banalnie, nawet poparta emocjami wypowiadającego.

2020 – zaczął się rok 100 – lecia zaślubin Polski z morzem. Uroczystościom 10. lutego w Pucku towarzyszy protest rybaków przybrzeżnych – naturalnych gospodarzy tego miejsca.

Kiedy Kaszubi wraz z Hallerem zaślubiali morze, był to symboliczny gest potwierdzający ich obecność. Bo przecież morze zawsze należoło do ludzi morza. Dumę, wynikającą z tego faktu, obserwowałam u dziadków moich kolegów z helskiej podstawówki. Nie opowiadali o ciężkiej i niebezpiecznej pracy tylko o tym jak morze kształtuje do życia na lądzie. Ich prawdą było morze.

2020 – kończy się rok 100 – lecia zaślubin Polski z morzem – zostaje zlikwidowane Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej. W ciągu kilkudziesięciu lat dziennikarskiej pracy wiele razy odnotowywałam  kolejne „pomysły na morze”. Ale wtedy przypomniałam sobie historię z rejsu. Na początku lat 2000. ITF – Międzynarodowa Federacja Pracowników Transportu, do której należą też ludzie morza, zintensyfikowało działania przeciw „tanim banderom” czyli ucieczce od narodowych armatorów. Wymyślono nietypową formułę . Zakupiono stary statek, zamustrowano Filipińczyków czyli „tanią załogę”, a w ładowni statku zorganizowano wystawę wypadków i śmierci na morzu ludzi, jako skutek braku dbałości o statek i bezpieczeństwo załogi. Ideą był rejs po portach Europy i prezentacja wystawy – tak drastycznej, że nie wpuszczano młodzieży. Statek przypłynął też do Gdyni, a mnie udało się wybrać w kolejny etap rejsu z Hamburga do Le Havre. Miałam tylko obowiązek nagrać wywiad z kapitanem dla TVP Gdańsk. Okazało się, że na statku jest studio radiowo – telewizyjne więc poprosiłam brytyjskich dziennikarzy o fragment materiału z podniesienia bandery. Oglądałam go, z rosnącym zdziwieniem. Banderę podnosił brytyjski Minister Żeglugi – Glenda Jackson, brytyjska aktorka teatralna, filmowa i serialowa, zdobywczyni Oscarów oraz polityk Partii Pracy. W Polsce znana jako Elżbieta I z serialu BBC „Królowa Elżbieta”.

Na moje pytanie – chyba niegrzeczne, o kompetencje na to stanowisko, otrzymałam dumną odpowiedź młodego dziennikarza, że jako kraj morski, od wieków mają jasną politykę

i strategię morską, a znana i szanowana osoba przyczynia się do promocji działań ministerstwa.

W czasie jednego ze zlotów żaglowców w Gdyni pojawił się lider partyjny i wygłosił  tyradę jak to – jako kraj, stoimy tyłem do morza. Tyle, że sam tak właśnie stał. A może to jest pomysł, aby kandydatów na polityczne funkcje wysyłać w morze? No ale jak – stojąc za sterem lub na oku, umieścić za plecami doradców i asystentów politycznych, a chociażby rzecznika? Jak nawigować, kiedy stanowisko kapitana jest funkcją partyjną, a umiejętności najlepiej zaliczyć do tawernianych „morskich opowieści”? Kiedy prowadzę zajęcia z edukacji morskiej, na koniec proszę aby zapamiętano moje życiowe doświadczenie i przekonanie – „na morzu nie ma polityki, na morzu nie ma partii, na morzu nie ma religii, na morzu nie ma kultury, na morzu nie ma narodowości. Więc co jest na morzu? Na morzu są tylko dobrzy albo źli ludzie morza”. A bycia „przodem do morza” nie da się zrealizować w kampanijnych potyczkach.

Pozostaw komentarz