100 LAT „MORZA”
Sto lat temu powstał słynny, niemalże kultowy miesięcznik „Morze”. Pierwszy numer w nakładzie 3000 egzemplarzy ukazał się w Warszawie, w listopadzie 1924 roku. Był czarno-biały, skromniutki. Liczył zaledwie osiem stron. Kosztował 40 groszy. W tamtym roku sporo, bo była to wartość ośmiu bułek. Tytuł wybrano spośród wielu propozycji, chociażby takich jak: „Fale Bałtyku”, „Morza i Rzeki”.
Wydawcą miesięcznika była Liga Morska i Rzeczna, a pierwszym redaktorem został Radosław Krajewski, znany wówczas poeta i dramatopisarz. W redakcyjnym wstępniaku napisano:”… Zaczynamy skromnie i ostrożnie, jeśli zaś zobaczymy, że pismo nasze mieć będzie więcej czytelników niż obliczaliśmy, to wtedy zwiększymy jego nakład i objętość…”
Na spełnienie obietnicy nie trzeba było długo czekać. Rosło zainteresowanie czasopismem i rosła sprzedaż. Pisano o budowie Gdyni – miasta i portu, o korzyściach płynących z morskiej gospodarki, o morskich tradycjach. W miesięczniku zamieszczano marynistyczne teksty m. in. Stefana Żeromskiego, Melchiora Wańkowicza.
Na początku lat trzydziestych nakład przekraczał 40 tysięcy egzemplarzy, w roku 1935 wynosił 145 tysięcy, a w sierpniu 1939 roku miesięcznik ukazał się w nakładzie 254 tysięcy egzemplarzy. Taki rekordowy nakład już nigdy się nie powtórzył. Od stycznia tamtego roku pismo miało tytuł „Morze i Kolonie”, a wydawcą była Liga Morska i Kolonialna.
W czasie wojny miesięcznik w Polsce się nie ukazywał, ale był wydawany za granicą. W USA wychodził jako „Morze” z angielskim podtytułem „The Sea. Polish Monthly Magazine”, a w Anglii nosił tytuł „Polska na Morzach. Poland on the Seas”. Po zakończeniu działań wojennych pierwszy numer w Polsce ukazał się już w październiku 1945 roku. W kolejnych numerach i kolejnych latach głównie skupiano się na szerokiej popularyzacji wszelkich spraw morskich. Podkreślano, że Polska jest państwem morskim, przypominano, że mamy 520 kilometrów morskiego wybrzeża i trzeba je szybko zagospodarować, odbudować porty i stocznie. Z entuzjazmem informowano o każdej nowej morskiej inwestycji, o pierwszych armatorach, pierwszych statkach zbudowanych w polskich stoczniach.
Jednakże unikano pisania o przedwojennych tradycjach pisma do tego stopnia, że w marcu 1956 roku celebrowano … dziesiątą rocznicę istnienia „Morza”.
To zakłamywanie historii zmieniło się dopiero w latach 60. Otóż w lutym 1964 roku wyraźnie napisano, że „Morze” ma 40 lat, a pierwszy numer ukazał się w roku 1924. Natomiast w marcu 1964 roku uroczyście obchodzono ukazanie się 400. numeru pisma. Miesięcznik wychodził w nakładzie ponad stu tysięcy egzemplarzy.
Dekady lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych uznawane są za najciekawsze w historii pisma. Były w nim relacje z rejsów, morskich podróży, dalekomorskich połowów i wypraw żeglarskich. Było sporo afrykańskiej egzotyki. Były bogato ilustrowane opisy zagranicznych portów i ciekawych statków budowanych w polskich stoczniach. Regularnie zamieszczano ilustracje polskiej floty w wykonaniu słynnego Adama Werki. Jego rysunki zdobiły też okładki miesięcznika i coroczne kalendarze wydawane przez redakcję „Morza”.
Miesięcznik był pismem poszukiwanym, niekiedy z trudem zdobywanym. Był bardzo chętnie czytany – i to od deski do deski – a po lekturze kolekcjonowany. W wielu domach ludzi związanych z morzem widziałam starannie oprawione roczniki pisma. Kiedyś ktoś obliczył, że co drugi pracownik morza trafił do swego zawodu dzięki lekturze miesięcznika. Miesięcznik czytali wszyscy, i młodzi i starsi. Czytali z ciekawości i sentymentu.
O tym, że „Morze” skierowało ich na morze słyszałam często od kapitanów i oficerów, od marynarzy i rybaków, a także od stoczniowców i projektantów statków. „Co miesiąc pekaesem jechałem kilkadziesiąt kilometrów do większego miasta, bo tam był kiosk Ruchu, w którym mogłem kupić „Morze” – opowiadał jeden z kapitanów. – A potem w domu była radość z czytania, oglądania i było snucie marzeń, że kiedyś ja też będę pływał i podziwiał świat”.
Kilku redaktorów naczelnych kierowało pismem, ale najsłynniejszym, najbardziej zasłużonym był Jerzy Miciński. Pracę w miesięczniku rozpoczął już w roku 1952. Był sekretarzem redakcji i pełnił tę funkcję do roku 1968. Potem przez dwie dekady, do roku 1988, był redaktorem naczelnym. To on stworzył pismo z charakterem, pasją i misją. Podniósł jego poziom edytorski. Dbał o atrakcyjne teksty dziennikarzy. Do współpracy namówił też piszących ludzi morza. Pismo stało się profesjonalną skarbnicą wiedzy o wszystkim co morskie w Polsce i na świecie. Sam naczelny opisywał m.in. statki polskiej floty w cyklu „Pod polską banderą”, prowadził bardzo lubianą rubrykę „Archiwum Neptuna”.
Jerzy Miciński kierując pismem był wierny dewizie wygłoszonej przed laty przez legendarnego Mariusza Zaruskiego. „Pływałem, mokłem i marzłem na pokładach jachtów nie po to, żeby z was uczynić sportowców, lecz dlatego żebyście jako Polacy poznali morze, uczuciem się z nim związali, uznawali je za bezcenną wartość…”
W roku 1972 z pompą świętowano wydanie 500. numeru „Morza”. Z tej okazji ówczesne Ministerstwo Żeglugi ufundowało nawet okolicznościowy medal. Na awersie widniał napis: „500 numerów miesięcznika Morze w służbie Polski Morskiej”. Na rewersie była fontanna Neptuna w Gdańsku i data 1972 rok”.
Natomiast numer 700. pisma przeszedł bez echa. Był rok 1989 i inne sprawy miały większe znaczenie, no i w redakcji nie było już charyzmatycznego naczelnego. Prawdę mówiąc, to z jego odejściem zaczął się regres miesięcznika. A na to w późniejszych latach nałożyły się duże zmiany nie tylko w branży wydawniczej. I stało się to, co było wcześniej nie do pomyślenia. W roku 1992 „Morze” …upadło. Były to też trudne lata transformacji, morskie przedsiębiorstwa miały swoje kłopoty i nikt nie miał głowy, aby pomagać kultowemu miesięcznikowi.
Dopiero w czerwcu 1996 roku udało się miesięcznik reaktywować. Wyszedł z nr 1 (743). W nowej edycji miał mniejszy format, ale aż 68 stron. Został przyjęty z dużym zainteresowaniem. Rozszedł się prawie cały nakład. Kilka kolejnych wydań też nieźle się sprzedawało, ale potem już nie było tak dobrze. Czytelnicy czuli się rozczarowani. Często pojawiały się uwagi, że to już nie jest dawne „Morze”, że nie wiadomo dla kogo jest to pismo. A może w nowej rzeczywistości inne też były oczekiwania czytelników? W kwietniu 1997 roku ukazał się 750. numer „Morza”. A dwa lata później z radością obchodzono 75 lat istnienia miesięcznika. Znany marynista Henryk Mąka, stały współpracownik miesięcznika, jubileuszowy tekst zatytułował optymistycznie: „Startujemy w XXI wiek”. I na tym optymizmie się skończyło. Przy spadającej sprzedaży dalsze wydawanie pisma stało się nieopłacalne. W grudniu 2000 roku ukazał się ostatni numer „Morza”.
Od tamtej daty minęły prawie dwie dekady kiedy ponownie pojawiło się „Morze”. Już nie jako miesięcznik, a kwartalnik. Pierwszy reaktywowany numer ukazał się latem 2019 roku i został wydany w …Krakowie. Wydawcą jest spółka Charter Nawigator.
– Pomysł wykluwał się długo – przyznaje Marcin Buś, redaktor naczelny, żeglarz, informatyk. – W końcu decyzja zapadła i z grupką przyjaciół postanowiliśmy pismo wprowadzić na rynek. Zarejestrowaliśmy je jako „Morze.org”. Marzyliśmy o tym, aby reaktywować to kultowe czasopismo, ale nie chcieliśmy robić kalki z przeszłości. Zależało nam na bardziej nowoczesnej formie, aczkolwiek poruszamy tę samą tematykę, która była w dawnym „Morzu”. Zainteresowanie naszym kwartalnikiem upewnia nas, że był to dobry pomysł.
Wydawnictwo zastosowało ciągłość numeracji dawnego „Morza”. I zgodnie z nią, latem 2022 roku ukazał się numer 800. A w roku 2024 w listopadzie redakcja wraz z czytelnikami szykuje się do obchodów stulecia pisma.
Krystyna Pohl