„D-Day tak, ale kto spartolił wybory?” PRZEDOSTATNI FELIETON MIRY URBANIAK

Nigdy w dziejach wojen tak liczni nie zawdzięczali tak wiele tak nielicznym”

                                                                                                     Winston Churchill

Był rok 1994. Polskie żaglowce: POGORIA  i ZAWISZA CZARNY uczestniczyły w Toronto w „Festiwalu Dziedzictwa”. W Ameryce dziedzictwo to zazwyczaj ponad sto lat, ale powinniśmy się uczyć z jaką dumą je pokazują. Rejs po Wielkich Jeziorach Amerykańskich zaczęliśmy od Montrealu. Sytuacja w mieście była napięta, bo Quebec szykował się do referendum w sprawie oderwania francuskojęzycznej prowincji od Kanady. W sklepach nawet nie sprzedawano niczego osobom mówiącym po angielsku. Kanadyjczycy nie chcąc narażać specjalnych gości na problemy, pozostałe żaglowce były z Kanady i USA, poprosili, abyśmy przepłynęli do Kingston – pierwszej historycznej stolicy Kanady, dzisiaj znanej z ciężkiego więzienia. Zacumowaliśmy w Kingston i wtedy okazało się, że musimy przepłynąć na drugą stronę kanału. POGORIA zrobiła to w kilkanaście minut i przyszła kolej na nas – czyli ZAWISZĘ CZARNEGO. Na wszystkich żaglowcach świata silniki służą do manewrów,

a najważniejsze są żagle i nawigatorzy. Na wszystkich żaglowcach – oprócz ZAWISZY CZARNEGO. Na nim silnik, z 1941 r. z U-boota,  budzi zazdrość całego świata, zwłaszcza Niemców, którzy od dziesiątków lat próbują kupić go do muzeum. Silnik na ZAWISZY pokazuje kto rządzi i to w dramatycznych momentach. Ale, na szczęście, w załodze płynął harcerski zespół szantowy „Tonam & Synowie”. Wojtek Plewnia – lider zespół, a dzisiaj też kapitan ZAWISZY, zaśpiewał jak najprawdziwszy szantymen, my chwyciliśmy liny „w łapy”

i na oczach zdumionych widzów  przecumowaliśmy żaglowiec. Tak rozpoczęła się nasza amerykańska sława. Żeglowanie jeziorami – „zygzakiem” pomiędzy Kanadą i USA, było zaskakującym doświadczeniem. Po stronie kanadyjskiej mogliśmy wypić herbatę w filiżance oraz zjeść jabłko w cieście francuskim, a Kanadyjczycy – odbywały się dni kultury indiańskiej, opowiadali o pielgrzymce „polskiego Ojca z Europy”( Jan Paweł II), który odprawiał mszę w towarzystwie indiańskich wodzów. Po stronie amerykańskiej jedliśmy wyłącznie hamburgery i hot – dogi oraz dostaliśmy biblie od Armii Zbawienia. Za to

„Tonam & Synowie” robili furorę śpiewając piosenki z filmu „Król lew”, który właśnie wszedł na amerykańskie ekrany. Płynęliśmy do kanadyjskiej Georgian Bay, gdzie kończył się festiwal. Na nas największe wrażenie zrobiło spłynięcie stopniami Niagary między Kanadą

a USA. My największe wrażenie zrobiliśmy dzięki kpt. Waldemarowi Mieczkowskiemu – miłośnikowi i znawcy żeglarskich obyczajów. Wzbudzał zachwyt odchodząc od kei na żaglach i zmobilizował młodą harcerską załogę do salutu sztakslami na bukszprycie w czasie żeglarskiej parady. Kiedy kończyliśmy oficjalną część w Kanadzie – potem zaproszono nas jeszcze do Chicago, na jednym z pomostów zobaczyliśmy, trochę wyblakły, ale czytelny napis: ”D-Day tak, ale kto spartolił wybory?” (tekst był dosadniejszy). Był rok 1994 i 50. rocznica desantu na Normandię nazywanego D-Day, w którym uczestniczyło lotnictwo kanadyjskie – także polscy lotnicy. Grupa weteranów poleciała na uroczystości do Francji. Zapytałam kiedyś naszego żeglarskiego „guru” kpt. Ludomira Mączkę o stosunek

do brytyjskiej korony – Ludek „w lądowych rejsach” został Kanadyjczykiem, więc poddanym brytyjskim. Odpowiedź była filozoficzno – pragmatyczna: „Królowa płaci mi emeryturę”.

W lipcu tego roku – w Mississauga – największym skupisku polskiej emigracji w Kanadzie, rozpoczęto budowę pomnika „Spirala Zwycięstwa” – pamięci bohaterów Polskich Sił Powietrznych, personelu naziemnego i Pomocniczej Służby Kobiet, walczących w czasie

II wojny światowej u boku RAF. Taką historię w swoim życiorysie miał min. Leonid Teliga. Po wojnie wielu lotników znalazło się w Kanadzie. To im zawdzięczamy ten pomnik i pamięć.

 

Mira Urbaniak

 

Pozostaw komentarz