„ Serce na ramieniu” FELIETON MIRY URBANIAK

„Dwie rzeczy osobiste napełniają mnie dumą, że ja Polak jestem kapitanem angielskiej marynarki i że nieźle potrafię pisać po angielsku. „

                                                                                                 rozmowa z J. Conradem

Żaden naród nie rodzi się dobry lub zły. A jednak w określonych warunkach geograficznych, historycznych i gospodarczych nabywa cech, które – stereotypowo, nazywane są zaletami lub wadami określonej nacji. Z polskich cech nie lubię – zadęcia. Bo, obojętne co jest przyczyną, przeszkadza w działaniu.

Kiedy po rozstrzygnięciach Traktatu Wersalskiego otrzymaliśmy ponad sto kilometrów morza rozpoczęła się też edukacja morska społeczeństwa rolników. I postanowiono prowadzić ją systemowo. Wyrazem tego było przekształcenie Towarzystwa „Liga Żeglugi Polskiej” z 1919 r. w Ligę Morską i Rzeczną – 1924 r., a od 1930 r. w Ligę Morską
i Kolonialną, finansowaną z budżetu państwa. Na starych fotografiach najbardziej poruszają mnie tropikalne hełmy członków ligi, a w jej historii – zamiary powiększenia terytorium Rzeczypospolitej o kolonie w Brazylii, Peru, Liberii, oderwanie Madagaskaru od Francji,
a Mozambiku od Portugalii. Zresztą zakup  ziemi w brazylijskim stanie Parana i osada „Morska Wola” – z wybudowaną koleją, były faktem. Tak jak zakup w 1934 r. żaglowca dla aktywizacji polskiego handlu zamorskiego i celów szkoleniowych, za aprobatą ówczesnego prezesa organizacji gen. Gustawa Orlicz – Dreszera, który nie miał żadnego doświadczenia morskiego i chyba kiepskich doradców. Pięciomasztowy szkuner zbudowany w Vancouver pływał jako żaglowiec towarowy pod banderami: brytyjską i duńskq.  ELEMKA – żaglowiec, o imieniu utwo­rzonym od skrótu LMiK, pod polską banderą odbył tylko jeden – nieudany, rejs do Aleksandrii i Jaffy. Zaś całe przedsięwzięcie stało się przy­kładem niekompetencji, klęski finansowej i utraty zaufania do organizacji. Od lata 1936 r., na ELEMCE cumującej przy Nabrzeżu Pomorskim w Gdy­ni, prowadzono stacjonarne szkolenie morskie dla młodzieży z kół LMiK i harcerskich drużyn wodnych. W 1938 r. kupił ją Amerykanin S.M. Riss, zmienił nazwę na ANDROMEDA i zamierzał odbyć naukowy rejs dookoła świata. Do wyprawy nie doszło, a jednostka popłynęła do Królewca, gdzie została sprzedana Wydzia­łowi Żeglugi Morskiej Ministerstwa Komunikacji Rzeszy Niemieckiej i przeholowana do Hamburga. Wojnę statek przetrwał w Niemczech, a po wojnie, do 1947 r., był hulkiem mieszkalnym w Hamburgu. Potem rozwoził węgiel do portów Morza Północnego, kiedy osiadł na dnie i został rozebrany na opał w Lubece.

ELEMKA – to z jednej strony było polskie zadęcie, ale z drugiej – wielka potrzeba zaznaczenia w międzynarodowej świadomości nowego i wolnego państwa. W tym sensie dawni polscy wizjonerzy nie mieli kompleksów tak jak dzisiejsi młodzi ludzie, którzy – jak zechcą, mogą zamieszkać w Paranie. Do wojny liga liczyła prawie 1 mln członków, wydawała miesięcznik „Morze” oraz kwartalnik „Sprawy Morskie i Kolonialne”, dofinansowała budowę okrętu wojennego ORP ORZEŁ. Po wojnie istniała do 1953 r. i dopiero w 1981 r. reaktywowano ją, przywracając pierwotną nazwę Ligi Morskiej i Rzecznej oraz ideę powołania – edukację morską.

Kołobrzeska Liga Morska i Rzeczna to jeden z najbardziej skutecznych oddziałów organizacji, ale także barwny osobowościami jego „wodzów”. Wieloletniego prezesa – Antoniego Szarmacha – już na „wiecznej wachcie” i Marka Padjasa – Grotmaszta Bractwa Kaphornowców. Rocznicę  „zaślubin z morzem” – tę z 1920 r. w Pucku, świętują kołobrzeżanie tam właśnie, choć w polskiej świadomości to Kołobrzeg jest miastem zaślubin.

A rocznicę –  18 marca 1945 r., celebrują według własnego ceremoniału. Bandery zamoczone w falach Bałtyku przez młodzież oraz władze Pucka i Kołobrzegu, jak uczynili to żołnierze po zwycięskich walkach o miasto, to symbol i identyfikacja ze swoim miejscem na ziemi. Od czterech lat Wisłę i Bug zaślubiają też: Wyszków oraz Dęblin. „I póki kropla jest w Bałtyku/ polskim morzem będziesz ty…” – w hymnie ligi, dla Marka Padjasa najważniejsza jest „kropla” – bo drąży skały, a Antoni Szarmach mawiał, że ma wtedy „serce na ramieniu”. Obaj są kawalerami „pierścienia Hallera” – najwyższego odznaczenia Ligi Morskiej i Rzecznej.

Mira Urbaniak

 

 

Pozostaw komentarz