ŻEGLARSKIE REFLEKSJE MIRY URBANIAK – Pożeracze wiatru i żagle nadziei

„Zły sposób postępowania na morzu prowadzi do utraty masztów, żagli lub rozbicia,

w życiu zaś do utraty pieniędzy, szacunku lub potężnego guza.”

Joseph Conrad  Wyrzutek

„Pożeracze wiatru i żagle nadziei”

 

 

Kiedy pod koniec lat 80. Bremerhaven postanowiło dołączyć do europejskich organizatorów spotkań wielkich żaglowców wydarzenie nazwano „Międzynarodowy Festiwal Windjammerów”. Ideą było nawiązanie do historii budowy ostatnich żaglowców oraz przypomnienie ludzi, którzy ten żywot przedłużyli. Kończyła się era kliprów, pierwsze parowce były już na szlakach żeglugowych, ale niestety pływały wolno. Ferdynand Laeisz – hamburski armator i właściciel towarzystwa żeglugowego, kochał żagle, ale był przedsiębiorcą i musiał dbać o interesy. Więc – zgodnie z zasadą, że potrzeba jest matką wynalazku, rozpoczęto budowę wielkich transoceanicznych statków o napędzie żaglowym. Żagle miały gwarantowć obniżenie kosztów transportu, a wynalazki techniki i technologii większą skuteczność i możliwości przewozu ładunków. Ponad stumetrowe, stalowe kadłuby, cztery a nawet pięć masztów z ożaglowaniem rejowo – gaflowym (bark) i powierzchnią żagli – parę tysięcy metrów kwadratowych, co dawało prędkość bliską kliprom – 20 węzłów, a nowe urządzenia – windy parowe  pozwalały na obsługę takielunku zaledwie kilkunastu osobom; do tego olbrzymie ładownie na węgiel, drewno, saletrę, guano, rudę. Tak zaczęła się era nowych żaglowców – windjammerów czyli „pożeraczy wiatru”. Dla nich ustalono stałe szlaki żeglugowe i rejsy w określonych porach roku, bo pływały z Europy do Chin, Australii i Ameryki Połdniowej (wokół Hornu), a powrót do poru macierzystego odbywał się dookoła świata. Ferdynand Laeisz postanowił zostać armatorem floty windjammerów – z sukcesem. Jego żaglowce miały imiona zaczynające się na literę P jak: PREUSSEN, PAMIR, PASSAT, POMMERN  i inne. Pracowały do lat 30., a niektóre z nich zakupione zostały i pływały u drugiego wielkiego armatora – Gustafa Eriksona z Wysp Alandzkich. Po zakończeniu służby stawały się morskimi muzeami jak POMMERN , znajdujący się w Marienhamn na Alandach –  jeden z portów „The Tall Ships’ Races 2021” lub jak dwa windjammery z floty Laeisza oddane  –  po II wojnie światowej, w ramach reparacji wojennych, Związkowi Radzieckiemu. Tam zostały przebudowane na szkolne żaglowce i do dziś pływają z młodzieżą jako KRUZENSZTERN  oraz  SEDOV.

Spotkania współczesnych i historycznych żaglowców, replik, łodzi sportowych mają dzisiaj

„Sail Bremerhaven”, a znakiem rozpoznawczym imprezy jest „zielony żaglowiec” –

ALEXANDER VON HUMBOLDT . Zbudowano go  w 1906 r. jako latarniowiec i w życiorysie miał kilka morskich katastrof. Drugie życie dostał w latach 1986 – 1988, dzięki sponsorom: browarowi Beck’s i armatorowi Egonowi Harmsowi z Bremy, kiedy został zaadaptowany dla „Deutsche Stiffung Sail Training”, realizującego ideę szkolenia i wychowania młodzieży na pokładach żaglowców. Projekt przebudowy przygotował inż. Zygmunt Choreń – „ojciec” polskich żaglowców. Natomiast browar piwa Beck’s  podarował zielone żagle i kadłub, co spowodowało, że stał się najbardziej rozpoznawalnym żaglowcem świata. Oczywiście najpierw była wielka awantura i obraza o łamanie tradycji białych żagli. Jak udany był to chwyt promocyjny szybko się przekonano. Po kilkudziesięciu latach morskiej służby sprzedano jednostkę, która teraz żegluje gdzieś po Karaibach.

W 2011 r. morską wachtę przejął ALEXANDER VON HUMBOLDT II. Nawiązano do tradycji, więc ciągle pływa z zielonym kadłubem i pod żaglami nadziei – niosąc 24 zielone żagle

o pow. 1360 m2.

 

Pozostaw komentarz