„ Na szlaku smukłych kliprów…”     Refleksja #2

Morze jest otwarte dla wszystkich”

                                                                                               Joseph Conrad  Zwycięstwo

 

Człowiek zanim osiodłał konia – postawił żagle. Pod nimi walczył i pracował – na chleb oraz sławę. Tak było przez wieki. Ale to nie dalekie rejsy i wyprawy wyznaczyły nowy kierunek rozwoju budowy jednostek, a więc żeglugi. Spowodowała to dziwiętnastowieczna „gorączka złota”. Aby płynąć po złoto do Kalifornii potrzebne były duże i szybkie statki. Nastała era kliprów. Pierwsze zbudowano w Ameryce. Bardzo duże – jak to w Ameryce, aby z Nowego Jorku mogły zawieźć kopaczy złota – wokół Przylądka Horn, do Kalifornii. Klipry były fregatami z bardzo wysokimi masztami, dużą powierzchnią żagli i kadłubie o stosunku długości do szerokości 5:1 czyli jak dzisiejsze jachty regatowe, co zapewniało prędkość do 20 węzłów. Wtedy też uszyto – dla kopaczy złota, pierwsze jeansy z żaglowego płótna, z wieloma kieszeniami na narzędzia, wzmocnionymi nitami i żeby było praktycznie, ufarbowano je na kolor indygo. Te jeansy są na rynku – tak jak ich marka Levi’s, do dzisiaj. Rejs wokół Hornu nie był łatwy. A przede wszystkim – nieprzewidywalny. Bito nawet rekordy. Jednym z absolutnych rekordzistów jest do dziś kpt. Robert Higendorf – niemiecki kapitan żaglowców, który pochodził z okolic Stepnicy – dzisiejsze województwo zachodniopomorskie, uczył się żeglować na Odrze i Zalewie Szczecińskim, a potem w Hamburgu. Nie był kapitanem klipra, tylko żaglowców frachtowych, za to Horn opłynął pod żaglami – 66 razy.

Kiedy historia ze złotem powtórzyła się w Australii, zakupiono klipry z USA – pierwszym był „Marco Polo”. Po złoto do Australii pływano z Europy wokół przylądka Dobrej Nadziei, a z powrotem – z wełną, wokół Hornu. Otwarcie Kanału Sueskiego niewiele skróciło drogę, wiec nie zagroziło żaglowcom. Także Brytyjczycy najpierw kupowali klipry od Amerykanów, aż wreszcie zaczęli sami budować –  pływały po herbatę do Chin. Dwa z nich „Thermopylae” i Cutty Sark” ścigały się przez wiele lat na „herbacianym szlaku”. To z tych czasów  pochodzi powiedzenie „Panowie, żaglowiec. Czapki z głów!” – wiązało się to z powrotem żaglowca z ładunkiem. Na kei czekali armatorzy jednostek, a widząc pierwszy żaglowiec uchylali cylindrów. Zwycięzca gwarantował najlepszą cenę herbaty na londyńskiej giełdzie. „Cutty Sark” przez 53 lata był rekordzistą prędkości. Potem zmieniał armatorów i kraje, aż wrócił do Anglii i w 1953 r. stanął

w suchym doku w Greenwich jako statek – muzeum. Jest jedynym zachowanym kliprem herbacianym na świecie i kolejnym pokoleniom opowiada swoją historię.

Era kliprów to była także era kapitanów – o niezwykłych umiejętnościach, odwadze, a nawet brawurze. Żaglowce i ich kapitanowie tworzyli legendy. I tam właśnie pozostali, bo statki

o napędzie mechanicznym zaczęły wypierać żaglowce ze szlaków handlowych, też były szybkie, a ułatwiały żeglugę. Otwarcie Kanału Panamskiego skróciło drogę ze wschodniego na zachodnie wybrzeże Ameryki, więc nie trzeba było już opływać niebezpiecznego Hornu.

Nieprzewidywalny Przylądek Horn pozostał celem i wyzwaniem dla żeglarzy.

Kończąca się epoka żaglowców groziła zagładą „białym ptakom oceanu”. Wychowawcy następnych pokoleń marynarzy zdawali sobie sprawę jaką rolę odgrywa w nauce zawodu szkolenie na żaglowcach. Dlatego próbowano je uratować przekazując młodzieży.

W 1938 r. odbył się w Sztokholmie – z inicjatywy szwedzkiego kapitana Arnolda Schomburga, pierwszy zlot flotylli żaglowców, w którym brał udział także „Dar Pomorza”. Szwecja, Dania, Norwegia, Finlandia, Estonia, Niemcy i Polska powołały wtedy Związek Północnoeuropejskich  Statków Szkolnych dla opracowania planów i organizacji dalszych spotkań. Plany przerwała II wojna światowa.

 

Autorka – Mira Urbaniak

Pozostaw komentarz