„…kiedy się jest młodym, trzeba zobaczyć różne rzeczy, zbierać doświadczenia, myśli; poszerzać horyzonty.”  FELIETON MIRY URBANIAK

 

„Każdy ma swoją Amerykę…”

Kiedy Hiszpania ogłosiła, że, pod patronatem króla Juana Carlosa, odbędzie się „Grand Regatta Columbus’92” – z okazji 500 – lecia odkrycia Ameryki przez Kolumba, wiadomość zelektryzowała żeglarzy świata. Zaczęło się szukanie jednostek i pieniędzy. Ja pomysłu nie miałam, bo byłam bezrobotnym radiowcem. A tu nagle zaproponowano mi stanowisko Redaktora Naczelnego gdańskiego radia. Wróciła sprawa „Columbusa”. Z Polski miały popłynąć: DAR MŁODZIEŻY, ZAWISZA CZARNY i ORP ISKRA. Desperacka wizyta               u ówczesnego dowódcy Marynarki Wojennej wiceadm. Romualda Wagi – zresztą żeglarza, zakończyła się niespodziewanym sukcesem i z koleżanką radiową Marią Prucińską zamustrowałyśmy na ORP ISKRA. Za paromiesięczny rejs musiałyśmy zapłacić same.                   Od Prezesa Radia dostałyśmy jedynie bilety z Bostonu do Polski – żeby wrócić do pracy.

 

Pierwszym portem w „Grand Regatta Columbus’92” dla ISKRY i okrętów żaglowych marynarek wojennych była Genua i patronat Premiera Włoch Guliano Amato.   Najważniejszym wydarzeniem – mecze piłki nożnej, zorganizowane przez żeglarzy                         z Ameryki Południowej, po których nasza wojenna armada popłynęła do Kadyksu.        Regaty wystartował – łamiąc protokół – król Juan Carlos. Zaczęła się wielka przygoda.     Przez Wyspy Kanaryjskie płynęliśmy do miejsca – symbolicznego odkrycia Ameryki        czyli San Juan w Puerto Rico. Tam spotkał się cały świat. Ponieważ jednostek były setki cumowaliśmy rufą do kei. I nagle obok ISKRY  pojawił się japoński żaglowiec KAISEI      czyli polski ZEW, zaprojektowany przez gdynianina Ryszarda Langera i po pierwszym rejsie sprzedany Japonii. Załoga była japońsko – międzynarodowa, ale kapitan – Australijczyk, okazał się znajomym naszego dowódcy Czesława Dyrcza. I wtedy odbył się mini spektakl. Z KAISEI zeszła Japonka niosąca na tacy puszkę piwa, z którą weszła na ISKRĘ i do dowódcy.  Widzowie na kei byli w szoku. Musieliśmy tłumaczyć, że było to symboliczne przywitanie kapitanów, skromne, bo dowódca ISKRY jest zwolennikiem abstynencji, więc nasz żaglowiec, w środowisku, nosi przydomek „dry ship”. Dowódca ISKRY zdobył uznanie i szacunek widzów.  Puerto Rico pożegnało nas efektownie. W ciągu dnia rozdawano radyjka z jedną częstotliwością, a w nocy na niebie pojawił się świetlny amerykański Dzwon Wolności kołyszący się w rytm muzyki narodowej uczestników regat nadawanej z mini odbiorników. Było trochę czasu do następnego portu czyli Nowego Jorku, więc organizatorzy wybrali największe żaglowce i skierowali je do miast wschodniego  wybrzeża na amerykańskie „Dni morza”. Do Filadelfii – z powodu największych skupisk emigracji: niemieckiej, włoskiej i polskiej, miały popłynąć: niemiecki GORCH FOCK, włoski AMERIGO VESPUCCI  i DAR MŁODZIEŻY. Ale z powodu wysokich masztów DAR został zamieniony na ISKRĘ. Sukcesy naszej wizyty w Filadelfii były niezwykłe. Siwowłosi panowie płakali na widok mundurów polskiej Marynarki Wojennej, a nasi kadeci swoją elegancją i szarmanckością zagarnęli wszystkie dziewczyny na dyskotece. Niemcy i Włosi nie mieli szans. Po tych emocjach wszyscy czekali na Nowy Jork. Ale Amerykanie najpierw sobie zrobili przyjemność.. Prezydent George Bush objął patronat i z trybuny pod Statuą Wolności odbierał paradę armady na rzece Hudson.  A my paradowaliśmy, paradowaliśmy i paradowaliśmy – w pełnej dyscyplinie, ponieważ robiono zdjęcia z helikopterów i dostarczano kapitanom. Chociaż dyskoteka dla załóg była oryginalna – na lotniskowcu – okręcie muzeum. Ostatnim portem Ameryki był Boston, który postawił przede wszystkim na satysfakcję żeglarzy. I z dumą przyjmował ich w mieście. Furorę wszędzie robił FRYDERYK CHOPIN – najmłodszy żaglowiec armady. W Bostonie zacumowano go w centrum miasta, więc z zewnątrz wyglądał jakby stał na podwórku wśród drapaczy chmur. W Bostonie pożegnałyśmy ISKRĘ –  popłynęła na finał „Grand Regatta Columbus’92”, który odbył się w Liverpoolu pod  patronatem królowej Elżbiety II.                                                                                                                Nasz finał w Polsce okazał się równie efektowny. W 1992 r. Gdynia – po osiemnastu latach, znów otrzymała organizację regat „The Cutty Sark Tall Ships’ Races” – port finałowy. Było lekkie rozczarowanie, że największe żaglowce są w świecie, ale te mniejsze przyjęto równie gorąco. W Radiu Gdańsk  postanowiliśmy, że na ten finał przygotujemy program nocny z pokładu żaglowca – transmitowany na antenę radiową oraz keję. Wybrany został HENRYK RUTKOWSKI  (obecnie KAPITAN GŁOWACKI ), z kpt. Andrzejem Mendygrałem. Intensywnie reklamowany program zgromadził w Gdyni wiele osób, a żaglowca nie było. Czuliśmy, że trzeba będzie rzucać mikrofony przez burtę. Wreszcie przypłynął. Przez całą noc na pokładzie zmieniali się goście i szantymeni, a na kei wtórowała im publiczność.                                               

Koszulki z regat „Columbus’92” wiele lat nosiłam na imprezach i zawsze spotykałam znajomych żeglarzy. W Polsce byli to dawni załoganci z ISKRY – wtedy studenci II roku Akademii Marynarki Wojennej: Jacek Miłowski, wiele lat dowódca żaglowca  i Maciej Osika – Komendant Ośrodka Szkolenia Żeglarskiego MW, który do dziś zachował koszulkę ISKRY z regat. Radio Gdańsk sprezentowało je załodze.                                                                                     A moje „odkrycie Ameryki” ? Po prostu poczułam się częścią wielkiej morskiej rodziny               i zdobyłam przekonanie, które przekazuję młodzieży. Na morzu nie ma polityki, na morzu nie ma partii, na morzu nie ma religii, na morzu nie ma kultury, na morzu nie ma narodowości. Więc co jest na morzu? Są tylko dobrzy albo źli ludzie morza.

Mira Urbaniak

Pozostaw komentarz