W ŚWIECIE WIELKICH ŻAGLI. Refleksja #7 „To nie jest zwyczajny żaglowiec”

                             „… tylko okręty nie zniosą partactwa ze strony swoich dowódców”.

                                                                                       Joseph Conrad Zwierciadło morza

 

„To nie jest zwyczajny żaglowiec”

 

Kiedy w 1930 r. Szkoła Morska w Tczewie przeniosła się do Gdyni, na miejscu żaglowca LWÓW zacumowała przy Skwerze Kościuszki „biała fregata” – DAR POMORZA.

Jest takie powiedzenie wśród oficerów – każdy może być kapitanem, ale nie każdy komendantem żaglowca. Swoją historię z DAREM  POMORZA napisało co najmniej dwóch komendantów.

Konstanty Maciejewicz – Matyjewicz „Macaj” przybył do niepodległej Polski z rosyjskiej floty wojennej. 1 lutego 1922  r.  rozpoczął  pracę w Szkole Morskiej w Tczewie oraz na  szkolnym  żaglowcu LWÓW. W 1926 r. przyprowadził z Anglii do Polski szkuner  ST. BLANC,  przemianowany na  ORP ISKRA, a w grudniu 1929  r.,

z Francji –  DAR  POMORZA, którego został pierwszym komendantem. Poprowadził  DAR POMORZA w spektakularne rejsy: podróż dookoła świata w latach 1934-35 oraz

w 1937 r. wokół Hornu – pierwsze opłynięcie przylądka pod biało – czerwoną banderą.

Był człowiekiem oryginalnej osobowości. Na pokładzie odczyniał czary – podobno umiał sprowadzić wiatr. Statek uważał za „ ostatnie miejsce święte na ziemi opuszczonej przez Boga”, a marynarza za „pierwszego i najważniejszego człowieka na świecie, który musi mieć wszystko”. Szył więc sam ubrania, robił buty i meble, remontował mechanizmy.

Po II wojnie  światowej  organizował szkolnictwo morskie w Gdyni i Szczecinie, dokąd wyjechał na resztę życia. Ale dopadły go: stalinizm oraz zawiść ludzka. Dopiero w latach 60. wrócił do szkolenia kadr oficerskich A jego uczniowie mogli znów śpiewać: „Macaju, Macaju z tobą było nam jak w raju”. W życie zabrali drogowskazy „kapitana o gołębim sercu”: „Rób dobrze rzeczy proste. A jeżeli na morzu jesteś pewien pozycji, to sprawdź ją jeszcze raz.” Nosił przydomek „Kapitan Kapitanów”.

Kazimierz Jurkiewicz przepracował na DARZE  POMORZA 32 lata, w tym – 23 jako komendant. „Bandera”, „Morze”, „Żeglarz Polski”, a później „Wiatr od morza” Żeromskiego – to były pierwsze źródła młodzieńczej fascynacji morzem. Fascynacji, która zaprowadziła go do Państwowej Szkoły Morskiej w Gdyni i na DAR  POMORZA. Przeszedł wszystkie stanowiska oficerskie, aż do funkcji komendanta, kiedy spoglądał na swoją fregatę ze słynnego krzesełka – umieszczonego na rufie. Był też dyrektorem Państwowej Szkoły Morskiej w Gdyni, autorem podręczników, wykładowcą i wychowawcą.

DAR  POMORZA, pod jego dowództwem, odniósł brawurowe zwycięstwo w czasie debiutu w regatach „ The Cutty Sark Tall Ships’ Races ‘72”, które wprawiło w zdumienie Anglików.

Był niezwykle skromnym człowiekiem – więc ten sukces przyjął tak samo. Choć od tego zwycięstwa zaczęły się zloty wielkich żaglowców w Polsce: Gdyni, Gdańsku, Szczecinie. Swoim następcom zostawił przykazanie: „Kochajcie ten statek. To nie jest zwyczajny żaglowiec. Baczcie, by mu się nigdy – na dalekim oceanie czy morzach bliższych – krzywda nie stała. Jest tak ważny dla Polski, jak Wawel  i Zamek Królewski.” A do bardziej zaprzyjaźnionych mówił: „Jak wchodzisz na żaglowiec to najpierw poczuj jego zapach. Jeżeli pachnie drewnem i tradycją – jesteś w domu.”                            Mira Urbaniak

Pozostaw komentarz